Ostatnio było z dedykacją dla Anki to dzisiaj dla Dorci :)
O tych kilku czytelników trzeba dbać.
VII rodział
Misja
Z punktu
widzenia Hermiony:
Po śniadaniu składającym się z
nie wiadomo czego, smakującym jak nie wiadomo co w towarzystwie Maxima –
19-letniego tubylcy wyruszyliśmy w drogę do wioski, w której moi rodzice
dobroczynnie są dentystami. Tak bardzo chciałabym ich z powrotem. Chciałabym
opowiedzieć im co robiłam i dlaczego musiałam wymazać im się z pamięci. Przez
to, że nie są czarodziejami, będę musiała skracać te opowieści, bo wielu spraw
nie zrozumieją. Szkoda, że są mugolami. Ale cóż… Takie życie…
Maxim prowadził rozmawiając z
państwem Weasley i George’m. Ja i Ron szliśmy za nimi słuchając o czym mówią.
Ron jadł banana, którego zerwał wchodząc na drzewo (udając przy tym goryla), po
czym z tego drzewa spadł, twierdząc, że ćwiczył szybką ewakuację. Właśnie za to
kocham Rona. Ogólnie na tym obszarze Afryki panuje susza, a my idziemy przez równikową, duszną dżunglę.
Maxim specjalnie wybrał tą trasę żeby nam pokazać ten mikroklimat. Okazuje się,
że Amerykanie testują nowe technologie i nawadniają obszar o wymiarach 4km2.
Ciekawa i pożyteczna sprawa. Ludzie z tego regionu przez to mogą tu żyć.
Pół dnia szliśmy, ale w końcu
doszliśmy! No wreszcie! Moje nogi już odmawiały posłuszeństwa. Wioska nie
różniła się dużo od poprzedniej. Była co najmniej raz większa i hodowano w niej
więcej zwierząt. Do jednego afrykańskiego domu stała kolejka ludzi. Stał też tam
zaparkowany samochód. Niektóre ciekawskie dzieci zaglądały przez dziurki w
ścianach i patrzyły co dzieje się w środku. Maxim powiedział, że tam są moi
rodzice, a sam poszedł przywitać się z kumplami. Tu też się na nas wszyscy
patrzyli jak na małpki w zoo, a dzieci obleciały nas wokoło, chcąc nas dotknąć,
przytulić.
- No to jaki jest plan? – spytał
Ron, który szczególnie cieszył się, gdy dzieci sobie poszły bo jego rude włosy
szczególnie przyciągały.
- Trzeba na osobności pomówić z Grangerami,
a wtedy ktoś z nas rzuci na nich zaklęcie przypomnienia. – rzekł pan Weasley
Myśleliśmy, że spotkamy ich przy
obiedzie, którego akurat w tej wiosce wszyscy jedzą wspólnie, siadając na
długich ławach. Niestety pewna kobieta powiedziała nam, że państwo Wilkinsowie
(bo tak się teraz nazywają moi rodzice) mają tyle pracy, że zjedzą w tym
prowizorycznym gabinecie stomatologicznym. No tak, zawsze byli pracoholikami.
Zmieniliśmy plan działania. Będziemy czekać do wieczora, aż moi dentyści wyjdą
z tego domku. Wtedy rodzice Rona odwrócą uwagę moich rodziców, a ja od tyłu
rzucę na nich zaklęcie.
Plan był dobry. Czekaliśmy ze
dwie godziny rozmawiając z mieszkańcami wioski. Opowiadaliśmy im o życiu w
Anglii, a oni rewanżowali się tym samym opowiadając o tutejszym życiu. Niektóre
rzeczy bardzo nas zaskoczyły…
W końcu ostatni na dzisiaj
pacjent wyszedł, a my wkroczyliśmy do akcji. Otwieramy drzwi. Patrzymy… A tam
obcy dentyści i to jeszcze dwie kobiety. Trochę nas zamurowało. Stanęliśmy bez
słowa jak wryci. Nie ukrywam, ja już miałam łzy w oczach, a w głowie najgorsze
scenariusze, ale na szczęście odezwała się Ginny:
- Dzień dobry, szukamy państwa
Wilkinsow.
- Witam – odpowiedziała jedna z
kobiet – oni są po drugiej stronie wioski, tak w ogóle nazywam się Minerwa,
powiedziała z uśmiechem, na co chłopacy parsknęli śmiechem. [Ale mi się rymło
XD J]- Nikt nam nie
powiedział, że są tutaj dwa gabinety – ciągnęła Ginny – a jak tam dojść? –
spytała
- Prosto, główną alejką wioski i
w ostatnim domu po lewej ich znajdziecie.
- To dziękujemy, na pewno tam
są?
- Tak, na 100%. Powodzenia życzę.- usłyszeliśmy wychodząc.
Domek stał, a do niego kolejka
ludzi, ale tym razem nie czekaliśmy, mieliśmy już dosyć wszystkiego, państwo
Weasley od razu ruszyli do akcji. Otwarli drzwi.
- Mamo! Tato! – Wyrwało mi się –
Oj, przepraszam – już chciałam do nich pobiec, ale Ron powstrzymał mnie.
Spojrzeli na mnie jak na kogoś obcego, do tego wariatkę. Nigdy więcej takich
zaklęć!
- Ta dziewczyna jest chora, witam
– powiedział pan Weasley, podając rękę moim rodzicom – możemy porozmawiać na
zewnątrz – zapytał ich, wskazując drzwi.
- Pewnie, o co chodzi? Kim
jesteście? – spytała moja mama, gdy wychodzili. Wiedziałam, że powinnam teraz
rzucić zaklęcie, ale samej mi się jest do tego trudno przyznać, zapomniałam je.
- Hermiona, co jest? – spytał mnie Ron
- Jak szło to zaklęcie?
- Co? Ty?! Zapomniałaś je?-
zdziwił się
- A wy je pamiętacie? –
zapytałam wszystkich, niestety popatrzyli tylko po sobie.
- Myślałem, że ty je znasz. –
skomentował Harry
- To ja pójdę po mamę. –
powiedziała Ginny
- Co jest? Czemu jeszcze nie
rzuciłaś zaklęcia? – zwróciła się do mnie pani Weasley
- Zapomniałam je. – oznajmiłam
- Ja nie znam tego zaklęcia, ale
czekaj, czy to nie było coś w stylu Nemo coś tam?- zapytała
- Tak! Nemento, Momentis, a już
wiem Nementosis!!! - Wyjęłam różdżkę i wycelowałam w rodziców.
- Hermiona? – powiedział tata
No to trochę spóźniony nowy rozdział. Mam nadzieję, że wam się spodoba i go ogarniecie.